Byłam w kuchni z dziećmi i moją mamą. Wiktor siedział przy stole i czytał książkę, Aliya przytulała się do mnie, siedząc na moich kolanach, Marcel leżał sobie na podłodze, a mama robiła porządki na blacie. Opowiadałam o czymś mojej mamie, kiedy nagle Marcel włączył się do rozmowy:
- Bo złość wytworzyła taką bramę przez którą nie może przedostać się miłość.
- A jak można otworzyć tę bramę? – zapytała moja mama.
- No nie wiem właśnie. Może trzeba tę złość wyrzucić do kosza.
- Jak ją wyrzucimy do kosza, to ona się tam jeszcze bardziej zezłości, urośnie dwa razy większa i w końcu wybuchnie! A może moglibyśmy ją przytulić, miłość mogłaby wtedy wyważyć bramę? – zaproponowałam.
- A może, gdyby złość została przytulona, sama otworzyłaby bramę? – dodała mama.
- Trzeba po prostu czuć - stwierdziła Aliya.
W tym momencie Wiktor podniósł głowę znad książki i powiedział:
- A ja myślę, że pomaga wtedy cisza.
Przez moje ciało przeszedł prąd.
- A jak ona pomaga? – zapytała moja mama także porażona mocą jego odpowiedzi.
- Bo jak jest cisza, to wtedy ta złość się rozpływa – wyjaśnił Wiktor spokojnym tonem.
Po chwili mama zadała mu kolejne pytanie:
- No dobra, a na przykład wyobraź sobie, że jest u nas Janek (jeden z jego ulubionych kolegów) i rozwala cały twój traktor jednym kopnięciem. Tego dużego lego technic z przyczepą, który budowałeś przez trzy dni. Czujesz ogromną złość! Tak ogromną, że aż chciałbyś Janka uderzyć! Co wtedy robisz z tą złością?
- Idę wtedy do mamy i robimy to co zawsze.
- A co robicie zawsze?
- Otwierają bramę! – krzyknął Marcel.
- A jak ją otwieracie? – zapytała moja mama poruszona.
- Przytulamy się, zamykamy oczy, czujemy złość w ciele i oddychamy – odpowiedział Wiktor.
- I potem złość przechodzi?
- Tak – potwierdził jakby to była najprostsza rzecz na świecie – pozbierałbym wtedy klocki, które rozwalił Janek.