Wiktor i ja leżeliśmy na łóżku sami w pokoju. Chciał się ze mną czymś podzielić. Powiedział, że powracają do niego wspomnienia, których nie lubi. Wiktor jest zazwyczaj introwertyczny, więc od razu wiedziałam, że to musi być dla niego coś bardzo ważnego. Wzięłam kilka delikatnych, głębszych oddechów, żeby być bardziej stabilną.
Udało mu się opowiedzieć mi o pierwszej rzeczy, która była związana ze mną. Przeprowadziłam go przez jeden z procesów Kodów Energetycznych, których nazwę przetłumaczyłabym na polski jako "Poczuj to w ciele" i oboje przytulaliśmy wewnętrznie, to co czuliśmy. Na końcu ogarnęła nas radosna wolność. Wiktorowi trudno jednak było podzielić się ze mną drugą sprawą, która tym razem była związana z Sylwkiem. Czuł ogromną gulę w gardle i za każdym razem, gdy próbował mówić, rozpłakiwał się i zastygał. Wiedziałam, że wypowiedzenie tego na głos było kluczowe dla jego rozwoju.
Czekałam, i czekałam… i czekałam. W końcu zaczęło brakować mi nadziei. Mój umysł nie wiedział już, jak go wspierać. Tak jakby moja zdolność bycia obecną przy nim zaczęła zanikać. Czułam się jakbym zaraz miała zacząć płakać razem z nim! I właśnie wtedy nagle zrozumiałam, że to nie byłam prawdziwa ja — to tylko mój odłączony umysł reagował. Szybko skierowałam swoją uwagę z powrotem do ciała, do napięcia, które czułam w okolicach żołądka, i zaczęłam delikatnie przez nie oddychać. W ciągu kilku sekund wróciłam do stanu zaufania, cierpliwości i poczułam, że wszystko będzie dobrze.
Gdy tylko osiągnęłam ten wewnętrzny spokój, Wiktor się otworzył. Wylał z siebie wszystko i na końcu się rozpłakał. Byłam pełna podziwu dla jego wrażliwości i odwagi w wyrażaniu siebie. Zrobił ogromny krok! Wiedziałam, że to piękny początek dla naszej rodziny, a szczególnie dla niego. Kiedy przestał płakać, spojrzałam na niego z całą swoją miłością uśmiechając się.
- Gdzie to czujesz w ciele? - zapytałam.
Skupił się i odpowiedział:
- W gardle.
- Jak to odczuwasz? Czy to jest przyjemne? - kontynuowałam.
- Nie, to nie jest przyjemne.
- Czy jest tam napięcie? Jakbyś miał kamień w gardle?
- Jakbym miał górę lodową - powiedział.
- Górę lodową! - zawołałam zachwycona jego opisem - Dobra, roztopimy tę górę lodową siłą troskliwego oddechu. Co ty na to?
Skinął głową.
- Jakiego koloru powinien być ten troskliwy oddech? - zapytałam.
- Różowy - odpowiedział.
- OK, skup się na tej górze lodowej w swoim gardle. Kiedy będziesz gotowy, zacznij oddychać i skieruj troskliwy oddech na górę lodową!
Zaczął oddychać, a ja do niego dołączyłam. Po zaledwie dwóch oddechach zapytałam:
- Czy coś się zmieniło?
Uśmiechnął się i powiedział:
- Tak, ale trochę jeszcze zostało.
Zaczęliśmy więc używać naszej wyobraźni, by znaleźć inne sposoby na roztopienie resztek góry lodowej miłością. Świetnie się przy tym bawiliśmy i śmialiśmy. Na końcu Wiktor roztopił je wyobrażając sobie, że umieszcza w gardle silnik swojego ulubionego samochodu Tesli!
Radość, którą czuliśmy podczas tego procesu i na jego końcu, była nie do opisania. Miłość i więź między nami była przeogromna! A wszystko to było zasługą Wiktora. Ja go tylko poprowadziłam. Mógł mi odmówić, ale zamiast tego w pełni się zaangażował. Całym sobą przyjął ten proces i poczuł swoją moc. Promieniał światłem.
- Jesteś mistrzem! Wiesz o tym? Sam roztopiłeś tę górę lodową miłością! - powiedziałam.
Jego uśmiech powiedział wszystko.
- Co teraz czujesz w swoim gardle? - zapytałam.
- Góry lodowej już nie ma. Nic nie zostało - odpowiedział.
Śmialiśmy się i przytulaliśmy przez długi czas, w jednej z najczystszych chwil radości, jakich kiedykolwiek w życiu doświadczyłam.
Notka do wszystkich mam
Jesteśmy potężne, kiedy stabilizujemy własny system. Nasz wewnętrzny stan ma natychmiastowy wpływ na emocjonalne pole naszych dzieci. Kiedy dbamy o siebie — to znaczy skupiamy uwagę umysłu na wibracji miłości i czujemy ją w ciele — dzieci od razu na tym korzystają. Emanując spokojem, cierpliwością, troskliwą obecnością, miłością, radością i wdzięcznością, tworzymy środowisko wspierające ich rozwój. Im bardziej odżywiamy siebie od wewnątrz, tym bardziej odżywiamy również je.