Nareszcie udało nam się wyjść z domu, żeby zwiedzić Port Arthur w Tasmanii, kiedy nagle Aliya zaczęła płakać, bo Marcel podobno ją uderzył. Odwróciła się i powiedziała, że nigdzie z nami nie idzie. Czekaliśmy więc kolejne 10 minut, aż była gotowa, żeby do nas dołączyć.
W międzyczasie Marcel zapytał, czy może oddać swojego pluszowego diabła tasmańskiego do sklepu charytatywnego i czy moglibyśmy zamiast tego kupić mu kolczatkę. Kupiliśmy mu tę zabawkę dopiero wczoraj — tak bardzo na nią czekał — a zeszłej nocy nagle zdecydował, że już mu się nie podoba i że nie jest fajnie się nią bawić. W mojej głowie od razu pojawiły się myśli: Ten pluszak kosztował tyle pieniędzy! Jak on w ogóle śmie myśleć, że może tak po prostu dostać kolejną zabawkę!
Na szczęście nie powiedziałam ani słowa. Postanowiłam wejść do swojego środka. Skupiłam się na swoim ciele, starając się łagodnie oddychać. Czułam, jak narasta we mnie fala gorąca. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Tak, możesz oddać diabła, ale nie kupimy ci już kolejnej zabawki.
Oczywiście, od razu zaczął dramatyzować! Scenariusz się powtórzył, bo Marcel powiedział, że nigdzie z nami nie idzie. Czekaliśmy i czekaliśmy... Cały czas mnie obwiniał. Czułam, jak buzuje w nim złość i chciał po prostu się w niej pogrążyć. Byłam tym zmęczona. Zamiast zajrzeć w głąb siebie i zobaczyć, co we mnie ta sytuacja wywołuje, wybuchłam: - Mam dość. Nigdzie nie idę - i wróciłam do domu.
Usiadłam, zamknęłam oczy, skupiłam się na splocie słonecznym, gdzie czułam napięcie. Po chwili zaczęłam oddychać.
W końcu cała czwórka wróciła, a Marcel rzucił się na podłogę, płacząc, że już nigdy więcej nie chce z nami być. Tak bardzo przypominał mi mnie samą, kiedy byłam dzieckiem. Wiedziałam, że w tej chwili potrzebuje tylko miłości. To było to, czego naprawdę potrzebował. Więc mu ją dałam. Byłam przy nim obecna.
Po chwili powiedziałam Sylwkowi, że zostanę z Marcelem, a on może zabrać Aliyę i Wiktora na spacer. Marcel poszedł do łóżka. Kiedy reszta była gotowa, żeby znów wyjść, nagle zdałam sobie sprawę, jak bardzo chciałam do nich dołączyć i wiedziałam, że Marcel czuł to samo.
Poszłam do niego i powiedziałam:
- Marcel, tata wychodzi. Jestem pewna, że zobaczą wiele ciekawych rzeczy. Dołączymy do nich?
Spojrzał na mnie tylko.
- Marcel, chcesz być ofiarą czy twórcą? – zapytałam wesoło.
Uśmiechnął się.
- Chodź, musimy się pospieszyć, oni już wychodzą!
- Dobra, ale tylko jeśli ty też idziesz - odpowiedział.
- OK, idę.
Ostatecznie poszliśmy na fantastyczny, 8-kilometrowy spacer. Widzieliśmy papugi, piękne plaże z ciepłą wodą. Bawiliśmy się patykami, udając, że to nasze kolczatki. Zwiedziliśmy historyczne miejsce Port Arthur i mieliśmy wspaniały czas.
Około godzinę po wyjściu Marcel odwrócił się do mnie i powiedział:
- Zdecydowałem, że chcę zatrzymać diabła tasmańskiego. Będę się nim bawić.
- OK! Bardzo się cieszę, że wyszedłeś z domu. Jesteś prawdziwym twórcą, wiesz o tym?”
- Mama, kim jest twórca?
- Twórca to ktoś, kto decyduje, że chce mieć inne doświadczenia w życiu. To ktoś, kto wybiera, żeby kochać swoje życie. Właśnie to zrobiłeś! Poczułeś złość, ale zdecydowałeś, że nie jesteś jej ofiarą, że nie jesteś swoją złością, i wyszedłeś z nami, żeby zobaczyć piękne rzeczy.
- Tak, zrobiłem to! - wykrzknął radośnie.