I-remember

Podróż do Nowej Zelandii

Uber odebrał nas o 7:50 rano z hotelu, abyśmy zdążyli na lot do Auckland o 11:20. Kiedy dotarliśmy na lotnisko i chcieliśmy oddać bagaż, pojawiła się pierwsza niespodzianka. Zapytano nas, czy posiadamy wizę do Nowej Zelandii lub kartę ET. Odpowiedziałem, że jako obywatele Polski nie potrzebujemy wizy. Poinformowano nas jednak, że bez elektronicznego pozwolenia NZeTA nie będziemy mogli polecieć równocześnie dodając, że pozwolenie można uzyskać przez Internet, a decyzję otrzymuje się natychmiast. Nie byłem pewien, czym dokładnie jest to całe pozwolenie, ale krok po kroku pobraliśmy aplikację i wypełniliśmy formularze, ponosząc opłatę w wysokości 260 NZD. Po 15 minutach wszystko było gotowe, mieliśmy jeszcze chwilę na przekąskę, a następnie musieliśmy udać się do bramek. Po chwili już wsiadaliśmy do samolotu.

Kontrole na lotnisku w Auckland były dość szczegółowe, musieliśmy przejść przez trzy różne kolejki, w tym kontrolę paszportową oraz kontrolę produktów roślinnych i zwierzęcych. Cały proces zajął nam około godziny. Następnie udaliśmy się po odbiór samochodu, tym razem elektrycznego. Spotkaliśmy tam Piotra, sympatycznego chłopaka z Warszawy, któremu przesyłamy serdeczne pozdrowienia.

Podczas odbioru samochodu mieliśmy ponownie okazję, aby go ‘ulepszyć’. Tym razem pan zaproponował mi nowiutkie BMW IX 3 za skromną dopłatą 15 funtów dziennie, co w sumie na okres całego pobytu wyniosłoby 600 funtów. Marianna ma zimną głowę w takich sytuacjach mnie z samochodami gdzieś tam może ponieść fantazja. Ostatecznie jednak pozostaliśmy przy pierwotnym wyborze - Kia Niro EV. Ja podobną okazję skusiłem się w Tasmanii. Moja rada brzmi: trzymajcie się wcześniej ustalonego planu i budżetu.

Jeszcze jedna nasza obserwacja, poznaliśmy Piotra podczas odbioru samochodu gdzie byliśmy zrelaksowani i sobie dość dużo żartowaliśmy, z Piotrem czuliśmy się jak ze starym kumple. Natomiast na parkingu już podczas odbioru samochodu nie było nikogo z wypożyczalni, przez kilkanaście minut szukaliśmy kogokolwiek by wydał nam samochód. Trochę się zdenerwowałem i powiedziałem do Marianny „nie podoba mi się ta sytuacja”, w tej samej chwili słyszymy „no i jak wam się tutaj podoba, mnie już oszukali 3 razy, w Sydney”, sfrustrowany Polak na lotnisku w Nowej Zelandii, na parkingu w baraku”. Na szczęście Marianka bardzo szybko zareagowała dosłownie wchodząc mu w słowo „przepraszam, a nie wiem Pan, gdzie tutaj są panowie od wydania samochodu”. Pan momentalnie zrozumiał, że nie będziemy jego publicznością by mógł wyrzucić swoją frustrację. A więc jaka jest w tym wszystkim nasza obserwacja? Jesteś wesoły, emanujesz tym, przyciągniesz ludzi, którzy emanują tym samym, jesteś zdenerwowany to samo do Ciebie przyjdzie. Dwóch Polaków na lotnisku w Nowej Zelandii, w dwóch skrajnych sytuacjach w przeciągu 30 minut.

Po około godzinie wszystko było załatwione i mogliśmy wyruszyć do naszego pierwszego domu w Glen Afton. Mieliśmy do przejechania około 100 kilometrów. Droga przebiegła w miarę spokojnie oprócz krótkiego oberwania chmury tuż za Auckland.

Jakieś 5 kilometrów od naszego pierwszego domu w Nowej Zelandii zobaczyliśmy ten spalony samochód na poboczu, a na samej drodze mnóstwo śladów po paleniu gumy. Przez chwilę przeleciała mi przez głowę myśl, „Kurczę, gdzie my jesteśmy”.

Zdjęcie: Spalony samochód na poboczu, Nowa Zelandia

Pięć minut później tuż przed 21:00 byliśmy już w naszym pierwszym domu w Nowej Zelandii. Tutaj Michelle właścicielka zrobiła nam cudowną niespodziankę przygotowując dla nas przepyszną lazanię. Marcel podsumował: “Mama, ta lazania jest jeszcze lepsza niż ta, którą ty robisz”. Urzekła nas również czystość domu i ciepło w jaki przywitała nas właścicielka. Michelle, dosłownie jakby witała startych przyjaciół, których nie widziała latami i chciałaby by było im jak najlepiej podczas pobytu.

Zdjęcie: Nasz pierwszy dom w Glen Afton w Nowej Zelandii

Dom, w którym się zatrzymaliśmy był niegdyś mieszkaniem dla managerów już nieczynnej kopalni węgla, w której nastąpiła największa górnicza tragedia w dziejach Nowej Zelandii w 1939 roku.

Zdjęcie: Tablica upamiętniająca ofiary największej tragedii górniczej w Nowej Zelandii

Pierwszego dnia, wciąż odczuwając wpływ podróży z Sydney, zauważyliśmy znaczną różnicę w temperaturze - było tu znacznie cieplej niż na Tasmanii, zwłaszcza w nocy, kiedy temperatura sięgała około 20 stopni Celsjusza, a w dzień sięgała nawet 27 stopni.

Pierwszego dnia, wciąż odczuwając wpływ podróży z Sydney, zauważyliśmy znaczną różnicę w temperaturze - było tu znacznie cieplej niż na Tasmanii, zwłaszcza w nocy, kiedy temperatura sięgała około 20 stopni Celsjusza, a w dzień sięgała nawet 27 stopni. Zdecydowaliśmy, że spędzimy nasz pierwszy dzień głównie w ogrodzie. Po porannych zakupach, zrelaksowaliśmy się po bardzo aktywnym weekendzie w Sydney. Chłopcy odkryli nowe hobby - cały dzień grają w szachy, czasem ze mną, czasem z maskotkami, a czasem ze sobą nawzajem. Marcel nawet uczył Aliyę jak grać. Zauważyliśmy, że pomiędzy nimi nie ma rywalizacji - praktycznie cały czas sobie podpowiadają, dając sobie powtórki jak coś komuś nie wyjdzie, aż się miło patrzy.

Zdjęcie: Marcel i Wiktor grają w szachy

Na koniec dnia testowaliśmy maszynę do popcornu. Nigdy wcześniej nie mieliśmy maszyny do popcornu.

Zdjęcie: Testujemy maszynę do popcornu

Od jutra zaczynamy eksplorować okolicę.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Solverwp- WordPress Theme and Plugin

Scroll to Top